czwartek, 21 października 2010

Siebie samego kochaj...

W każdy czwartek spotykamy się z naszymi "klubowiczami" w Misji, siadamy wokół stołów, zjadamy wspólnie posiłek, śpiewamy a następnie rozmawiamy... Staramy się, by każde spotkanie było inne i choć wcale nie jest to takie proste, dzięki nieplanowanym przez nas (ale z pewnością planowanym przez NIEGO) okolicznościom, tak się dzieje. Tak było i wczoraj. Niby nic wielkiego, a jednak...

Po tym, jak już zjedliśmy posiłek (zastanawialiśmy się też przy okazji jaką wartość ma dziękczynienie przed posiłkiem, no i zaśpiewaliśmy starą pieśń "Chodźcie jeść" - ostatnio słyszałem ją na jakimś obozie młodzieżowym, wiele, wiele lat temu :)), podzieliliśmy się na małe grupy. Zaczęliśmy rozmawiać o przykazaniu miłości bliźniego i o tym, że nie można kochać bliźniego, gdy nie kocha się siebie.

Kochać samego siebie - czy to dobrze? czy jest łatwo? jak to zrobić? - zastanawialiśmy się. Znów, jak zwykle - każda grupka prezentowała swoje wnioski. A były bardzo pouczające: że kochać to przede wszystkim nie niszczyć siebie. Że kochać siebie wcale nie jest łatwo, ale inaczej się nie da. Że "kochać siebie" - brzmi nawet niebezpiecznie - ale natychmiast usłyszeliśmy trafne uwagi odróżniające egoizm od akceptacji samego siebie. I wreszcie, że kochać siebie to szanować się...

Lubię te nasze dyskusje. Podziwiam potem mądrość, którą Bóg daje wolontariuszom - moderatorom dyskusji.

Na koniec modliliśmy się i słuchaliśmy starej, pięknej pieśni pewnego artysty, który kiedyś dla nas w Misji zagrał (kto zgadnie?). Pieśń ta jest podziękowaniem Bogu za to, że każdy znaczy dla Niego więcej niż "wpis do kościelnych ksiąg" (jak ja lubię ten fragment!) a potem refren: "Rozedrzyj strach, lenistwu wybuduj grób, śmiałym wizjom nieśmiertelność zechciej dać..."

Ach, ta wizja... - jak bardzo jej wszyscy potrzebujemy...

4 komentarze: