wtorek, 23 listopada 2010

Awaria misyjnego auta

W poniedziałek rano, jak każdego tygodnia, s. Jola, która zajmuje się zaopatrzeniem, wyjechała wraz z naszym misyjnym kierowcą, Andrzejem, po odbiór ostatniego w tym miesiącu transportu z Banku Żywności. Mogła to być ostatnia podróż naszego misyjnego Mercedesa.

Wczoraj uświadomiliśmy sobie, jak bardzo potrzebne jest to auto. Jola i Andrzej zauważyli awarię wracając z transportem żywności do Misji. Naprawa będzie nas kosztować ok. 3100 zł.
Dojechali do Banku Żywności i właśnie wracali na Gdańską, gdy w samochodzie coś mocno stuknęło.
Jola opowiada: - Nagle coś trzasnęło. Andrzej myślał, że to silnik się urwał. Modliliśmy się tylko, by dojechać na Gdańską i rozładować towar.
Rozładunek jogurtów dla Misji
Ostatnio wymieniliśmy hamulce, zrobiliśmy gruntowny przegląd, zainwestowaliśmy w rdzewiejącą karoserię naszego wysłużonego Mercedesa. Kto mógł przypuszczać, że nagle zaskoczy nas taka awaria?! Dobrze, że stało się to w mieście, a nie gdzieś dalej. Auto odbywało przecież i dłuższe podróże (jak choćby przewóz wózków inwalidzkich z Warszawy do Łodzi).

Na szczęście, dzięki modlitwom i determinacji, Jola i Andrzej dojechali na miejsce. Szybko skontaktowaliśmy się z mechanikiem i resztką sił samochód dotoczył się do serwisu. Dziś, po wielu godzinach diagnozy, okazało się, że mamy do wymiany tylny most. Części i robocizna będą nas kosztować więcej niż 3000 zł. To poważny, nieplanowany przez nas wydatek...


Brat Helmer z Hurdal

Auto jak dotąd służyło wspaniale samej misji, zborowi a także wielu potrzebującym, gdy zachodziła potrzeba przewiezienia czegoś dużego. Ma sprawny, praktycznie niezniszczalny silnik. Dotychczas było niezawodne. Otrzymaliśmy je w darze od naszego przyjaciela z Norwegii - brata Helmera już wiele lat temu. I nie zamierzamy się poddawać, ani z auta rezygnować! Ufamy, że z Bożą pomocą znajdziemy potrzebne wsparcie, by móc dokończyć naprawę. Prosimy o modlitwę w tej bardzo praktycznej sprawie...

(Zdjęcia pochodzą z archiwum. Nikt wczoraj nie planował sesji fotograficznej...)

2 komentarze:

  1. Smutna wieść. Sam również jeździłem tym autkiem w dalsze trasy (np. Toruń) nie wyobrażam sobie aby "Merc" mógł zepsuć się w właśnie w trasie! Przeprowadziliśmy chyba z pół zboru ;-) Mnie samego przeprowadzał 5 razy. "Szlachetny Mercu! Nikt się nie dowie. Jako smakujesz, aż się zepsujesz!" Był niezawodny i wierzę, że jeszcze będzie. Będę pamiętał w modlitwie o tej sprawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bede sie modlil w tej sprawie ! Rowniez pamietam, jak w Nim jechalem, na przyklad po zbiorce zywnosci, czy przy pomocach w przeprowadzkach, okazal sie wielokrotnie niezawodny !

    OdpowiedzUsuń